niedziela, 22 maja 2011

Jedno dziennie


Chcesz szybko zarobić na fotografii? Sprzedaj aparat. Przeczytałem to u jakiegoś fotografa na facebooku. To chyba cytat z jeszcze innego fotografa, ale nie pamiętam ani jednego, ani drugiego.

Uśmiechnąłem się smutno, czytając te dwa zdania, bo rzeczywiście dużo w nich prawdy. Staram się zarabiać na fotografii, raz z lepszym, innym razem z gorszym skutkiem. Postawiłem sobie za cel zrobienie jednego zdjęcia dziennie, choćby się waliło i paliło. W moim przypadku zrobienie nie oznacza tylko naciśnięcia migawki, ale doprowadzenie pomysłu do etapu końcowego, tak by praca była gotowa do publikacji.

Zdarza mi się zrobić kilka prac dziennie, ale bywa i tak, że nad jedną siedzę kilka dni, dopóki nie jestem zadowolony z efektu. Wiele razy wyrzucałem do kosza plik, nad którym ślęczałem od rana do wieczora.

Pracuję na dużych plikach, 50x50cm, przy 300DPI. W przypadku kilku warstw robi się z tego prawdziwa kobyła. Miniaturkę do netu przygotowuję z oryginalnej bitmapy. Podostrzam plik, zmniejszam go o połowę i ponownie podostrzam. Staram się unikać nieparzystych cyfr w rozmiarze pliku, bo wtedy istnieje możliwość pojawienia się białych obwódek na pomniejszonym do netu jpg-u.

Trzymam się tego systemu od dobrych paru lat. Pokazuję prace, gdzie się tylko da. Nie wnikam w poziom galerii, choć parę razy zdarzyło mi się wymiksować z jakiegoś portalu. Tak było z Obiektywnymi, ostatnio skasowałem zdjęcia z jakiegoś nowego polskiego tworu, Fotoferii czy czegoś takiego, już nawet nie pamiętam. Powód jest najczęściej jeden - ignorancja. Internetowa anonimowość zezwala na ferowanie wyroków, często bezlitosnych; wyroków wykonywanych często przez totalnych laików, których pojęcie o fotografii jest żadne. Niesamowicie mnie to wkurwia, ale nie chce mi się wdawać w internetowe polemiki, wolę po prostu zniknąć z takiego zapowietrzonego miejsca i mieć spokój. Zwyczajnie szkoda mi czasu na takie kopanie się z koniem. W obu przypadkach nie chodziło nawet o moje prace.
No nieważne.

Zdarzają się ciekawe propozycje. Parę miesięcy temu odezwał się do mnie koleś z Puerto Rico, który zobaczył moje prace na photo.necie. Napisał, że jest wydawcą, planuje właśnie publikację książki, nie swojej, tylko jakiegoś latynoskiego autora. Przeglądając moje prace, bardzo mu przypasowało na okładkę zdjęcie widoczne u góry. Przyznał szczerze, że dopiero zaczynają, są skromnym, biednym wydawnictwem, ale może zaproponować 100 dolarów. Z reguły cenię się bardziej, ale spodobała mi się ta propozycja, a jeszcze bardziej świadomość, że moja praca będzie na okładce książki w Puerto Rico. Podałem mu swoje konto paypal, niemal natychmiast przelał kasę i napisał, że za kilka tygodni przyśle mi kilka egzemplarzy autorskich. Dotrzymał słowa.

Sprzedawałem swoje prace m.in. do Australii, Włoch, Francji, Stanów (czekam właśnie na przesyłkę od zespołu, który kupił ode mnie zdjęcie na okładkę nowej płyty; dostanę oba ich albumy plus koszulki).

W Polsce nie ma rynku fotografii. Nadal traktuje się ją z przymrużeniem oka, jako taką niedorobioną dziedzinę sztuki. Jak ktoś ma zapłacić 600 złotych za limitowaną odbitkę z podpisem autora, woli iść do EMPiK-u i kupić oprawioną reprodukcję za połowę tej sumy. Na Zachodzie nie ma z tym w ogóle problemu.
Zobaczymy, może z czasem - kiedy ten nasz raczkujący kapitalizm nieco okrzepnie, a Polacy kupią już do domu wszystko, co mogli kupić - może wtedy zaczną się rozglądać za fotografiami...

Smętnym soundtrackiem do tych niewesołych końcowych refleksji niech będzie album The Cinematic Orchestra "Every Day".

The Cinematic Orchestra - "Every Day" (2002), 320 kBs, 156 MB


The Cinematic Orchestra - Every Day

5 komentarzy:

  1. hehe...pamiętam jak tłumaczyłeś mi jak się ostrzy zdjęcia w PSie :D:D
    a pierwszym portalem z jakiego dałeś nogę to było chyba onephoto.net (obiektywnych wtedy zachwalałeś)
    Jak byłeś ostatnio to opowiadałeś o tym południowoamerykańskim epizodzie. Zachwalałem niedawno komuś Twoje prace, ale nie pamiętałem dokładnie jak to było i wymyśliłem że Twoja praca jest ikoną kolumbijskiego kartelu narkotykowego....było blisko :D
    A Cinematic uwielbiam...a mój ulubiony ich kawałek to "All Things To All Men" z tejże właśnie płyty. Roots Manuva ma flow jedyny w swoim rodzaju. Moro.

    OdpowiedzUsuń
  2. Racja, z oph się wymiksowałem po zmianach, jakie tam zaszły. Zaczęli cisnąć na kasę, przestało mi się to podobać, choć mam z tego portalu wielu ciekawych znajomych.
    Z tym kartelem to przeginka, nie chciałbym, za żadne pieniądze :)
    Też lubię "All Things To All Men", nie wiem dlaczego, ale kojarzy mi się dźwiękowo z Matrixem :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Smutne, lecz prawdziwe.
    Sztukę to każdy by chciał mieć, tylko szkoda, że nie ma jeszcze "piratów"...

    OdpowiedzUsuń
  4. file:///C:/Users/lot-z/Desktop/p/design-hierarchy-of-needs.png

    a tak na serio:

    Zabrzmi to moze zbyt ogolnie ale z tego co obserwuje ostatnio, rzeczywiscie w Polsce "nie ma (JESZCZE) rynku fotografii" (cyfrowo-wirtualnej), ale gdzie indziej (na tzw. "zachodzie") JUZ prawie go nie ma.
    Co jest w zamian? Ano powrot do korzeni, czyli odbitki i jakiekolwiek mniej lub bardziej opuszczone miejsce do ich pokazania.
    Sam probuje ostatnio wyjsc poza wirtualna egzystencje z moimi zdjeciami- a to kosztuje, bo poza oczywistym, najczesciej trzeba uczestniczyc w oplatach za wynajem lokalu itp. Jednak jest sporo osob ktore otwieraja takie miejsca - w piwnicach, na strychach, w magazynach. Naglasniaja sprawe i nawet kilka z nich dziala dluzej niz miesiac. Ta "galeriowa partyzantka" stoi w opozycji nie tylko do znanych, drogich i niedostepnych ale takze do tych internetowych, gdzie postepuje inflacjonowanie fotografii. Kazdy moze wszystko, jest tak demokratycznie ze az mdli. Z jednej strony wspaniale, wszystko "open" i "free" - z drugiej coraz krotsze zycie pojedynczego zdjecia. A takze to o czym wspominasz w swoim tekscie, czyli bezkarnosc w ocenie i komentarzach.
    Na tym polu fotografia wiszaca na scianie, oswietlona halogenem wygrywa i zawsze wygrywac bedzie.
    Kiedy wszystko wlasciwie jest w zasiegu kilku klikniec, wyjscie z domu na wernisaz i nierzadko odszukanie "galerii" na czyims strychu juz ozacza zaangazowanie. A taki odbiorca z pewnoscia jesli nie doceni, to na pewno uszanuje autora.

    Pozdrownienia Klimasie!

    Piotrek

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki Piotrek za ten wywód, masz rację, nie wspomniałem o tej partyzantce, a jest to prawdziwa alternatywa dla dętej galeryjnej śtuki przez duże ś czy internetowych "galerii", które bardziej przypominają prowincjonalny płot, na którym baba-żaba może powiesić, co tylko chce.
    Mam nadzieję, że coś się w tej materii ruszy.
    Jest jeszcze jedna nisza, o której nie napisałem, a w której się mieszczę - portale z rękodziełem :) Czasem zarabiam na nich całkiem pokaźne sumy, szczególnie jak klient zrobi hurtowe zamówienie.
    yo!

    OdpowiedzUsuń