poniedziałek, 2 maja 2011

Elephantasy






Wróciliśmy niedawno z zoo w Gdańsku-Oliwie. Nie ukrywam, że pojechałem tam, żeby porobić zdjęcia zwierząt do wklejek. Głównym powodem było jednak zrobienie frajdy Ninie, która wprost uwielbia zwierzaki, a na żywo widziała co najwyżej psy, koty i kury sąsiada.

Nie obyło się bez przygód. Moja prywatna definicja przygody: zdarzenie, które doprowadza cię do szału, kiedy trwa, a które wspomina się ze śmiechem. Uniosłem się honorem i powiedziałem, że na pewno trafimy tam bez nawigacji. Tyle razy przejeżdżaliśmy obok, pamiętam ten wielki pomarańczowy napis ZOO, spoko.

Przeoczyliśmy zjazd z obwodnicy. Kiedy zorientowaliśmy się, że coś jest nie tak, byliśmy dobre 20 kilometrów za daleko.

Nastawiłem nawigację, zawróciliśmy, ale coś się pojebało z tym urządzeniem, bo wyprowadziło nas na zupełne manowce. Mapa pokazuje, że do celu mamy 1,4 km, a jesteśmy przy jakichś ogródkach działkowych. Skończyła się asfaltówka, dalej tylko polna droga z takimi dziurami, że nasz nissanik podskakiwał, jak te murzyńskie cadillaki w teledyskach rapowych. Nina miała ubaw, jak cholera, my też w końcu zaczęliśmy nerwowo rechotać.


Druga sprawa, że Gdańsk jest teraz totalnie rozkopany, wszędzie objazdy, pozamykane pasy ruchu, a mapę mam nie najnowszą. Stanęliśmy przy jakiejś wiejskiej pijalni, ustawiłem trasę ponownie i okazało się, że jesteśmy niedaleko, jakieś 8 kilometrów od celu. Musiałem zatankować, bo przez te niezaplanowane kilometry prawie skończyło się paliwo. Na stacji, żeby się ostatecznie upewnić, spytałem kobitki, jak dojechać do zoo. 

- Może pan tu wjechać pod górę, tak jak pan do nas zjechał, ale tam dalej jest zakaz skrętu. Musiałby pan przejechać kawałek pod prąd i dalej już prosto z górki, wyjedzie się przed samym zoo. Albo może niech pan nie ryzykuje... Lepiej wjechać na obwodnicę, pojechać cztery kilometry do zjazdu, zawrócić i tu z ronda już ma pan prostą drogę, tak jak te samochody tam jadą - pokazała na górkę.

No dobra, wybrałem opcję "praworządny obywatel", wjechałem na obwodnicę, zrobiłem kółeczko i jakoś w końcu dotarliśmy.

Refleksja po wizycie w zoo: rozpacz i masakra. Większość zwierząt apatyczna, albo śpi, albo pochowana po kątach. Słoń, którego bardzo chcieliśmy pokazać Ninie, wykonywał jakiś dziwny taniec świętego Wita, kołysał się monotonnie, jakby był chory psychicznie. Przygnębiający widok. Większość kangurów wyglądała jak nieżywa, największy z nich drapał się po zakrwawionym brzuchu. Syberyjskie tygrysy, piękne i dostojne, zamknięte w ciasnych klatkach pod prądem. No koszmar. Takie zwierzę na wolności porusza się na terenie paru tysięcy kilometrów kwadratowych, a tu krąży od siatki do siatki albo większość czasu przesypia...


Nie wiem, czy chcę jeszcze jechać do zoo.

Aż się prosi, żeby muzyczną ilustracją była "Zooropa" U2, ale Irlandczycy mają w dorobku lepsze albumy.
Dlatego:
 
U2 - The Joshua Tree, 1987 (FLAC, 315 MB)





01 - Where The Streets Have No Name
02 - I Still Haven't Found What I'm Looking For
03 - With Or Without You
04 - Bullet The Blue Sky
05 - Running To Stand Still
06 - Red Hill Mining Town
07 - In God's Country
08 - Trip Through Your Wires
09 - One Tree Hill
10 - Exit
11 - Mothers Of The Disappeared

http://depositfiles.com/en/files/913g3w5lq

1 komentarz: