Większość przyjaciół - a mam głównie takich, którzy lubię muzykę - wie o mojej fiksacji na Franka. Żałuję, że nie udało mi się go zobaczyć na żywo. Znam jedną osobę, która była na koncercie Zappy w Niemczech. Niezapomniane przeżycie. Bardzo jej tego zazdroszczę, choć generalnie zazdrosny nie jestem.
Wydawało mi się, że nie poznam większego od siebie fana Zappy. Zimą zeszłego roku, na plenerze fotograficznym w Izbicy, spotkałem się z Robertem Panasem z Białegostoku. Siedzieliśmy przy piwie, rozmawialiśmy, bardziej o muzyce niż o fotografii. Na jego podkoszulku, pod rozpiętą flanelową koszulą, widoczne były cztery duże litery: NK ZA.
- FRANK ZAPPA! - wykrzyknąłem.
Robert o Zappie wie wszystko. Ma całą dyskografię, łącznie z bootlegami, zna na pamięć solówki gitarowe i większość tekstów. Czytał biografię Zappy, wydaną niedawno w Polsce, jest naprawdę nie do zagięcia. W necie ma wiele mówiącego - przynajmniej dla mnie - nicka: invention, od wczesnego zespołu Zappy, Mothers of Invention.
Invention - szalony pinholowiec - w akcji.
* * *
Teraz o muzykę jest łatwo, w necie znajdziesz wszystko, wystarczy tylko trochę pogrzebać. Ale w połowie lat 80., kiedy zaczęła się moja fascynacja Frankiem, był z tym prawdziwy problem. Analogi ciężko było zdobyć, przegrywało się płyty od znajomych. Pojechałem kiedyś do Warszawy, bo dostałem od kumpla adres sklepu muzycznego, gdzie można było kupić kasety Zappy. Facet miał swoją płytotekę, nagrywał na chromówki, tytuły drukował na atramentówce i sprzedawał taki badziew jak świeże bułeczki. Drogo było, długo się zastanawiałem, co wybrać. W końcu zdecydowałem się na "Apostrophe" i "Overnite Sensation", dwie płyty z okresu jazz-rockowego, o których wiedziałem, że są świetne.- A znasz "Roxy & Elsewhere"? - spytał. - Koncertówka z tego samego okresu.
Nie znałem, ale tak zachwalał, że się skusiłem.
Wróciłem do domu, od razu włożyłem kasetę do magnetofonu, nawet nie zdejmując butów.
Najpierw "Apostrophe". Co za porażka! Dźwięk pływał, bo gościu miał inaczej ustawioną głowicę. Z drugą kasetą to samo...
O dziwo, koncert był w porządku. Nawet bardzo w porządku. Poniżej link.
01. Penguin In Bondage 6:47
02. Pygmy Twylyte 2:13
03. Dummy Up 6:03
04. Village Of The Sun 4:17
05. Echidna's Arf (Of You) 3:53
06. Don't You Ever Wash That Thing? 9:40
07. Cheepnis 6:33
08. Son Of Orange County 5:53
09. More Trouble Every Day 6:00
10. Be-Bop Tango (Of The Old Jazzmen's Church) 16:40
Zappa/Mothers - Roxy & Elsewhere
GREAT memories !!!
OdpowiedzUsuńHave a super weekend.
Thank You Harry :)
OdpowiedzUsuńMiałem przyjemność być na trzech koncertach FZ, w latach 1982-1988. Niezapomniane przeżycie - każdy w innym składzie miejscu, z różnym programem, ale każdy kapitalny. Szkoda, że już go nie ma i niczego nowego nie stworzy. W necie nawet "powiesiłem" fotkę z jednego z tych koncertów:
OdpowiedzUsuńhttp://xiezyc.blogspot.com/2011/04/dzisiaj-sucham-ambitniej.html
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń