piątek, 6 maja 2011

Tatusiu, tatusiu...



Mój ojciec nie żyje od prawie dwudziestu lat. Nie, żebym jakoś tęsknił czy rozpaczał z tego powodu. Był alkoholikiem, zatruł kawał życia mojej matce, siostrze i mnie. Odetchnęliśmy po jego śmierci i tak naprawdę dopiero wtedy zaczęło się dla nas prawdziwe życie.

Znalazłem go martwego w łóżku. Tak świętował swoje urodziny, że zapił się na śmierć. Miał 57 lat. Pamiętam, że pierwsze uczucie, jakie się we mnie wtedy pojawiło - po szoku - to była tkliwość. Taka tkliwość, jaką odczuwa się w stosunku do małego dziecka, które zrobiło sobie krzywdę...

Czasem o nim myślę, teraz już na spokojnie. W pierwszych dniach po śmierci parę razy mi się śnił. Był w tych snach młodszy i szczęśliwy. W jednym z nich grał z dziadkiem, nieżyjącym ojcem mojej mamy, w szachy. Pili piwo, palili papierosy i wyglądali na zadowolonych. Nie chcę dorabiać do tego filozofii, ale to chyba dobrze.
Żałuję, że nie może zobaczyć swojej wnuczki. Paradoksalnie, wydaje mi się, że byłby dobrym dziadkiem.

Za każdym razem, jak słucham "Bright Red" Laurie Anderson, myślę o ojcu. Szczególnie przy kawałku Speak my language.

Daddy, daddy,
It was just like you said,
Now that the living
Outnumber the dead.
Where I come from,
It’s a long thin thread,
Across an ocean,
Down a river of red.
Now that the living
Outnumber the dead.
Speak my language.
Hello! hello!
Here come the quick.
There go the dead.
Here they come.
Bright red.
Speak my language...


Ta płyta to mistrzostwo świata w kategorii nastrój, emocje i produkcja. Kiedyś słuchałem jej pięć razy pod rząd. Dźwiękiem zajął się Brian Eno, mistrz nad mistrze. Za co się nie weźmie, zamienia w złoto. To on odpowiada za sukces U2, a nawet - za przeproszeniem - Coldplay. Absolutny majstersztyk, dla mnie jedna z płyt, które zabrałbym na bezludną wyspę.

Laurie Anderson - Bright Red, 1994 (FLAC, w trzech częściach)

Laurie Anderson - Bright Red 1.rar
Laurie Anderson - Bright Red 2.rar
Laurie Anderson - Bright Red 3.rar

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz