wtorek, 3 maja 2011

Zupełny odlot



Dzisiaj złamię zasadę i zrobię premierę nie na żadnym portalu fotograficznym, ale tu. Powyższy obrazek wysmażyłem, narkotyzując się dźwiękowo ostatnią płytą Dhafera Youssefa "Abu Nawas Rhapsody".

Youssef to Tunezyjczyk, ale od lat mieszka w Europie, obecnie w Paryżu. Gra na oud, instrumencie strunowym o brzmieniu podobnym do gitary lub lutni. Ta zeszłoroczna płytka jakoś mi umknęła. Mam wszystkie cztery poprzednie, czasami do nich wracam, ale bez specjalnego entuzjazmu. Może dlatego, że żadna nie jest na tyle równa, by wysłuchać jej w całości, bez przeskakiwania z utworu na utwór. Są genialne momenty, kiedy np. koleś ciągnie jeden dźwięk przez pół minuty, ale w sumie z tych czterech zrobiłbym jedną dobrą składankę.

Z "Abu..." to inna historia. Zaczyna się melancholijnie, jak płyta skandynawskiego tria jazzowego z fortepianem w roli głównej. Plamy dźwięku, dużo przestrzeni i ciszy, te sprawy. W połowie pierwszej minuty pojawia się męski głos, baryton, który zawodzi jak ci syberyjscy śpiewacy, który potrafią wydawać z siebie dwudźwięki. Jest smutnawo, monotonnie, nastrojowo i nic nie zapowiada, że już za minutę włosy staną mi dęba, a ciary na plecach będę miał takie, jakbym wszedł do komory krio. Facet ma tak niesamowitą skalę i możliwości wokalne, że po prostu nie da się go słuchać obojętnie. Momentami jego śpiew przypomina saksofon sopranowy, czasem pieje jak kobieta, innym razem burczy niesamowicie nisko, jak nie ten sam człowiek.


Drugi kawałek też zaczyna się spokojnie, tym razem brzmieniem tej jego gitarki, by przerodzić się w żywiołowy be-bop z kapitalną solówką pianisty. Znowu ciary na plecach.
W trzecim odpadłem w połowie. Tak pojechał wokalnie, że usiadłem z rozdziawioną gębą, po czym zaraz sobie powtórzyłem ten fragment. Ale to nie wszystkie niespodzianki, bo pod koniec utworu...

Dobra, dobra, przecież nie będę opisywał całej płyty. Powiem tylko tyle: na najnowszej płycie jest 12 kawałków i nie ma ani jednego słabego. W ciągu dwóch dni słuchałem tego krążka pięciokrotnie, teraz też leci w słuchawkach. Po prostu godzina zajebistej muzy.


Dhafer Youssef - "Abu Nawas Rhapsody", 2010 (320kbs, 133 MB).


01 – Sacre
02 – Les Ondes Orientales
03 – Khamsa
04 – Interl’Oud
05 – Odd Elegy
06 – In The Name Of Love
07 – Shaouk
08 – Shatha
09 – Mudamatan
10 – Sabaa (Hayastan Dance)
11 – Sura
12 – Profane

Dhafer Youssef - Abu Nawas Rhapsody

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz