piątek, 17 czerwca 2011

Jak w niebie


Jestem wielkim fanem skandynawskiego metalu, ale również tamtejszego kina, szczególnie współczesnego. Dlatego dzisiaj trochę inaczej. Nie będzie o fotografii, ale o filmie; nie będzie rzeźni, tylko muzyka religijna.
Poniższy tekst pochodzi z moich dziennikarskich czasów. Był publikowany w Dozie Kultury na tlenie.

 Jak w niebie
Obserwując najnowsze produkcje światowej kinematografii, można dojść do wniosku, że ostatnim bastionem realistycznego kina, w którym liczą się wiarygodność i emocje, pozostaje Europa. Najlepszym tego przykładem jest film szwedzkiego reżysera Kaya Pollaka pt. Jak w niebie.

Szwedzka prowincja

Światowej sławy dyrygent Daniel Daréus (w tej roli wyśmienity Michael Nyquist), z powodu zbyt intensywnego trybu życia, zmuszony jest - po wczesnym zawale - wziąć przymusowy urlop. Lekarz zaleca mu długą rekonwalescencję, najlepiej z dala od tłumów i cywilizacji. Mężczyzna postanawia wrócić do rodzinnej wsi i tam podreperować swoje zdrowie. Kupuje budynek starej szkoły, do której chodził w dzieciństwie, i powoli przyzwyczaja się do spowolnionego i wyciszonego życia na głębokiej szwedzkiej prowincji.
Tajemniczy przybysz wzbudza zrozumiałe zainteresowanie miejscowych. Nikt we wsi nie wie, że mieszkał tam kiedyś jako młody chłopak. Po brutalnym pobiciu, jakiego doznał od szkolnego kolegi - Conny'ego, matka (samotnie wychowująca syna), postanowiła przeprowadzić się do odległego miasta. Chłopiec kontynuował tam naukę i rozwijał swoją karierę skrzypka. Po tragicznej śmieci matki, która zginęła pod kołami samochodu, Danielem zaopiekował się impresario, który dla celów marketingowych zmienił mu nazwisko.
Już pierwsze sceny filmu pokazują, że życie na prowincji jest prostsze, bardziej surowe, ale rządzi się swoimi prawami, zgoła innymi od tych, które muzyk obserwował przez ostatnie lata. Mężczyzna widzi przez okno białego królika. Zafascynowany jego pięknem, sięga po Polaroid i robi zdjęcie. W czasie, kiedy mu się przygląda, za szybą pada strzał. Zwierzę ginie, zastrzelone przez myśliwego. Strzelcem, o ironio, jest Conny, ten sam, który pobił go w dzieciństwie.
Następne ujęcie: podczas wieczornego spaceru po wiosce Daniel widzi mężczyznę bijącego żonę. Próbuje interweniować, ale nie daje rady; mało tego, obrywa przy tym dotkliwie. Mężczyzną znowu jest Conny. Ich losy, splecione ze sobą kilkadziesiąt lat temu, ponownie się splotły. To zderzenie wrażliwości i agresji stanowi prawdziwy trzon filmu, choć nie jedyny.

Otworzyć serce

Jak w niebie jest właściwie filmem o miłości. Miłości do ludzi i muzyki. To uczucie potrafi zmienić wszystkich i wszystko, pod warunkiem, że otworzymy swoje serca.
Główny bohater, choć obiecywał sobie odpocząć od muzyki, zostaje dyrygentem miejscowego chóru. Nigdy nie pracował z amatorami, dlatego praca we wczesnej fazie idzie mu opornie. Daniel próbuje ich przekonać, że muzyka jest wszechobecna; jest naokoło, wystarczy tylko po nią sięgnąć. W filmie jest zabawna scena, kiedy po jednej z pierwszych, nieudanych prób, dzwoni po radę do swojego włoskiego przyjaciela, który kształci sławnych na całym świecie śpiewaków operowych.
Na szczęście w krótkim czasie grupa amatorów, która lubiła sobie pośpiewać bez zobowiązań, przechodzi piękną i poruszającą metamorfozę. Odkrywają w sobie uczucia i ambicje, o które się nawet nie podejrzewali. Wspólny występ w kościele kończy się ogromnym sukcesem, co jeszcze silniej konsoliduje grupę. Szybko tworzy się fantastyczna wspólnota ludzi oddanych jednemu celowi - śpiewaniu.
Przyglądanie się, jak kolejni chórzyści na próbach wyzwalają się, pozbywają kompleksów, to prawdziwa przyjemność. Przy okazji zmieniają też Daniela, który przez większą część życia, mimo sukcesów zawodowych i dostatniego życia, pozostawał samotny. Pod wpływem przyjaciół otwiera się, nabiera zaufania do innych, uczy się być szczęśliwym. Szybko staje się członkiem społeczności. Poznaje problemy swoich podopiecznych, próbuje - poprzez swoistą terapię muzyką - pomagać im je rozwiązać. Mimo że jest kontrowersyjny i tajemniczy, szybko zyskuje sympatię i szacunek otoczenia.

Podzielenie

Nie wszystkim jednak podobają się nowoczesne metody jego pracy. W bogobojnej i konserwatywnej wiejskiej społeczności wprowadza element zamieszania, co niepokoi strażników moralności i ładu, szczególnie zaś miejscowego pastora. W szybkim czasie staje się on jego największy wrogiem, czyhającym na najdrobniejsze potknięcie. Mówi się, że jeśli ktoś chce uderzyć psa, bez problemu znajdzie kij. Tak jest i w tym przypadku. Na spotkania chóru uczęszcza Lena (Frida Hallgren) - młoda, atrakcyjna blondynka, często zmieniająca obiekty swego zainteresowania. W purytańskiej, prowincjonalnej społeczności, taki styl życia nie wszystkim się podoba, jednak nikt nie ma odwagi, by publicznie ją skrytykować. Dziewczyna wpada w oko Danielowi, co staje się pretekstem do rozwiązania chóru przez pastora, mimo iż do niczego między nimi nie doszło. To kluczowy moment filmu. Podzielona społeczność musi się opowiedzieć po którejś ze stron. Z jednej strony mamy szanowanego duchownego, który w ostatecznym rozrachunku okazuje się zarozumiałym hipokrytą, po drugiej zaś pasjonata kochającego muzykę, mającego problemy z własnymi emocjami. Pomaganie innym pomaga też jemu. Następuje zwrot akcji - chór odwraca się od pastora i staje po stronie Daniela. Zajęcia odbywają się w jego domu. Podobnie jak jego podopieczni, zmienia się i wygrywa walkę z własnymi demonami. Wygrywa szczerość i umiłowanie piękna. To rzadkie tematy we współczesnym kinie, dlatego dzieło Pollaka zasługuje na szczególną uwagę. A ostatnia scena filmu (nie zdradzę jaka) powinna przejść do kanonu kina, nie tylko szwedzkiego, ale światowego. Choćby tylko dla niej warto wybrać się do kina.

***
Powiem tylko tyle: facet za ten projekt dostał w 2004 roku nagrodę Grammy.
Frode Fjellheim - Aejlies Gaaltije - The Sacred (2004)
Frode Fjellheim - The Sacred

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz