czwartek, 9 czerwca 2011
Endecja
Kilka lat temu kupiłem okazyjnie od Michała Giedrojcia (z tych Giedrojciów) używany filtr NDx400. Gwint 58mm, do canona. Zafascynowany wtedy byłem francuską szkołą pejzażu, tymi wszystkimi rozmytymi chmurkami i wodą jak kisiel.
Nie powiem, zajebista zabawa jest z tym filtrem. Najciekawsze jest to, że nie przewidzisz, jaki efekt da długie, czasem kilkuminutowe naświetlanie.
Dobre parę miesięcy jeździłem w plener ze statywem, wężykiem i ND. Cykałem jak szalony, co popadło. Jak chcesz uzyskać dobrą jakość, musisz ustawić minimum f11. Czasy, nawet w słoneczny dzień, wychodzą masakryczne, kilkadziesiąt sekund. Przy minimalnej dziurze przechodzą w minuty, niestety wyłażą też wszystkie syfy na matrycy, które trzeba potem mozolnie stemplować w szopie. Jak masz do obrobienia kilkadziesiąt długoczasowych zdjęć, przestaje to być zabawne.
Zgubiłem ten filtr, i nawet specjalnie nie żałuję. Wybrałem się kiedyś w okolice Lęborka, żeby porobić rozmyte chmurki do wklejek. Niebo było wymarzone: zróżnicowane chmury, cumullusy, cirrusy i inne usy, do tego delikatny wiaterek, na tyle mocny, że przy minucie naświetlania dawał piękny efekt na niebie i na tyle delikatny, że nie trząsł statywem. Wracając do domu, zatrzymałem się przy jakimś opuszczonym pegeerze, żeby sfotografować budynek bez okien i dachu, niezwykle malowniczy. Odkręciłem filtr, który ciągle był na obiektywie i położyłem go na dachu samochodu. Pokręciłem się trochę po okolicy, wsiadłem do auta i odjechałem. Dopiero w chacie zorientowałem się, że nie ma filtra. Niewiele myśląc wsiadłem do samochodu i wróciłem na miejsce. Przeczesałem cały teren, po którym chodziłem, wszystkie miejsca, gdzie robiłem zdjęcia, i nic. Wsiąkł jak kamfora. Nie wiem, albo go ktoś znalazł i zabrał, albo wiozłem go na dachu i spadł dopiero na jakimś zakręcie. Strasznie się na siebie wkurwiłem. Zawsze pamiętałem, żeby chować go do pudełka. Ale zarobił na siebie. Dwa zdjęcia zrobione z jego użyciem sprzedałem za niezłą kasę agencji reklamowej z Wrocławia.
Fascynacja ND trochę mi przeszła. Nie tylko z powodu tej głupiej sytuacji. Udzielałem się jakiś czas temu dość mocno na francuskim Art Limited. Zaprosił mnie Denis Olivier, współwłaściciel tego portalu, namiętnie używający ND. Niestety, poza nim stosuje ten filtr co najmniej kilkudziesięciu innych Francuzów, o innych nacjach nie wspominając. Widzisz nowe zdjęcie z jakimś pomostem i wodą w kolorze przybrudzonej bieli i nie wiesz, kto jest jego autorem. Mógł to zrobić i Olivier, i Silly, i setka innych autorów. Bezsensowna unifikacja. Dlatego doszedłem do wniosku, że nie ma co się ścigać z kolesiami, którzy mają sprzętu za kilkadziesiąt tysięcy euro, tylko robić swoje.
Teraz wykorzystuję rozmyte chmury w montażach, stosując je z umiarem, tylko wtedy, kiedy uznam, że pasują do sytuacji lub konwencji. Mam bazę kilkuset zdjęć z ND, głównie chmur, wzbogaconą dodatkowo o fotki robione z użyciem IR-a. Z podczerwienią to już zupełnie inna jazda. Pewnie coś wkrótce o niej napiszę.
***
2 lipca jadę na Prince'a. Kurde, to będzie wydarzenie! Zawsze powtarzałem, że jak tylko przyjedzie do Polski, dam każde pieniądze za bilet. No i się doczekałem, w sumie za niewielką kasę, aż się dziwię. Ale nie Prince'a tu zaprezentuję, tylko Primusa, który wystąpi tego samego dnia na Open'erze. Dwa grzyby w barszczu, czy jakoś tak. Przypomniałem sobie w związku z tym większość ich płytek i chyba najbardziej przypasował mi "Antipop". Okładka z dupy, ale za to muzyczna zawartość zajebista. Kawał solidnego rockowego młócenia, z odrobiną humoru i szaleństwa, czyli wszystko to, co tygrysy lubią najbardziej. Smacznego!
Primus - Antipop, 1999
Primus - Antipop
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
robisz niesamowite zdjęcia. Ja coś tam próbuję, ale jestem totalnie początkująca, na dodatek nie mam talentu. Naprawdę podziwiam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Dziękuję, bardzo mnie dopingują takie wpisy.
OdpowiedzUsuńA co do talentu, nie jest taki ważny, ważniejsza jest pracowitość.
pozdrawiam
Ha, a to trafiles w 10tke z tym spostrzezeniem z ArtLimited! Ja na poczatku bylem zachwycony (jako laik w temacie sztuczek filtrowo-technicznych), pozniej w miare przegladania portalu mialem wrazenie ze to jedna i ta sama osoba z rozszczepieniem wirtualnej osobowosci, a na koncu mi sie zwyczajnie zrobilo niedobrze od nadmiaru. Za pomoca internetu intensywnosc tej estetyki (skad inad calkiem ladnej w odpowiednich dawkach) zostala zredukowana do maniery i mody, ktora po nasyceniu nia odbiorcy zwyczajnie przeminie.
OdpowiedzUsuńP.S. Na pierwszej lekcji rysunku Pan Prof. powiedzial: Na tej sali 1% osob ma talent... - ale 99% ma predyspozycje!