piątek, 8 listopada 2019
Pasożyty
Dość regularnie dostaję propozycje współpracy. A to jakaś pani z Ameryki Południowej zachęca mnie do wysłania moich prac do albumu o fotografii współczesnej, a to jakiś pan zaprasza mnie na nowy portal ze zdjęciami, inny uprzejmy pan proponuje wystawę we Włoszech.
Kilka lat temu ekscytowałem się takimi wiadomościami, dzisiaj już mniej. Jedna strona w rzeczonym albumie kosztowałaby mnie 200 euro, konto na nowym portalu - 100 euro w skali roku, wystawa to już grubszy wydatek, w granicach kilku tysięcy złotych.
Co ciekawe, najczęściej osoby proponujące mi współpracę nie zajmują się tworzeniem, mają jedynie pomysł, jak zarobić na twórczości innych.
Niedawno dostałem propozycję wzięcia udziału w aukcji internetowej. Sprawa była prosta. Moim zadaniem było przygotowanie kilku miniaturek prac, opisanie ich, ustalenie ceny minimalnej (jak na allegro) i wysłanie do administratorki aukcji.
Młoda kobieta, która to organizowała, zaczęła swoje podchody od dodania do grona znajomych na fejsie. Kiedy ją przyjąłem, natychmiast wysłała mi prośbę o polubienie jej aukcji internetowej. Polubiłem. Chwilę potem dostałem maila z entuzjastycznym opisem owej aukcji i zachętą do wzięcia w niej udziału. Pomyślałem: czemu nie? Każda możliwość sprzedaży się liczy. Niewiele miałem do stracenia, poza odrobiną czasu. Zmieniłem jednak zdanie, kiedy na profilu owej pani zobaczyłem post, w którym naśmiewała się z uczestników, nie potrafiących odpowiednio sfotografować swoich prac na aukcję. Chwila, ludzie dają paniusi zarobić (doliczała do ceny sprzedaży swoje 20%), a ta nie ma na tyle przyzwoitości, żeby przyznać się do swojego błędu. Mogła przygotować szczegółowe instrukcje, nie wszyscy mieli przecież doświadczenie z taką formą sprzedaży.
Tym sposobem nasze drogi się rozeszły.
Genesis - A Trick Of The Tail
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz