poniedziałek, 11 lipca 2011
Esperanto
Zaczynam nowy cykl. O fanatyzmie. O ślepocie religijnej i politycznej. O kurczowym trzymaniu się przekonań, przywiązaniu do symboli. Będę bazował na graficznych symbolach, piktogramach, a nawet rozpoznawalnych logach. Nie zamierzam w żadnym razie oceniać niczyich wierzeń ani przekonań, wartościować ich ani ośmieszać, chcę raczej zwrócić uwagę, jak wielkie znaczenie w naszym życiu mają symbole. Pełnią właściwie rolę obrazkowego esperanto, zrozumiałego na całym świecie, bez konieczności poznawania jakiegokolwiek obcego języka.
Tych symboli jest w sumie bez liku, na razie wykorzystałem cztery z nich, trudno powiedzieć, jak długi zrodzi się z tego cykl. Mam jeszcze pomysły na co najmniej kilka, na razie nie myślę, w jakim kierunku się ta historia rozwinie. Znając życie, w nieprzewidywalnym, i to jest właśnie najfajniejsze.
Pomysł to był błysk, zainspirowany sformułowaniem: trzymać się czegoś kurczowo. Jako oczywisty symbol trzymania wykorzystałem dłonie (pozował Gucio, który specjalnie do sesji wyszorował i obciął paznokcie). Na pierwszy ogień poszli neonaziści. Na dobrą sprawę mogłem ten pomysł zrealizować całkowicie fotograficznie, bez wklejek i montaży, wystarczyło wyciąć ten faszystowski krzyż z tektury, wolałem jednak zrobić to po swojemu. Daje mi to większą satysfakcję, poza tym mam wrażenie, że bardziej w ten sposób kontroluję sytuację.
Myślałem oczywiście o swastyce, przyjdzie i na nią czas.
Trochę się obawiam, że mogą pojawić się jakieś kontrowersje, kiedy na przykład wrzucę jakiś islamski albo żydowski symbol, ale mam to gdzieś. Nie chodzi mi w żadnym wypadku o to, żeby kogokolwiek obrażać. Raczej, by sprowokować go do refleksji i szerszego spojrzenia na - w sumie - uproszczone obrazki, dzięki którym łatwiej nam się komunikować.
Ta symboliczna zwięzłość jest zajebista, choćby wtedy, kiedy szukamy na dworcu WC, ale jednocześnie może prowadzić do poważnych nieporozumień. Jak każdy język, symbole mogą zostać różnie zinterpretowane. Staram się w tym przypadku unikać dwuznaczności, zestawienie mocnego znaku graficznego i rąk ma już wystarczająco mocny wydźwięk. Bardzo jestem ciekaw odbioru tego cyklu.
No to tyle fotograficznych nowości. Za to muzycznie bez zmian. Death i black metal rządzą, ustępując czasem miejsca jakimś lżejszym muzom. Matalowcy dobrze znają siłę symbolu. Wiele okładek - szczególnie blackowych - to gra obrazem i nastrojem. Pogrzebałem trochę na dysku, żeby znaleźć jakąś korespondującą z moim kwadratem, ale niespecjalnie mi się udało. Dominują jakieś szatany, głowy kozłów albo rozkraczone, torturowane panienki, a nie o takie nawiązanie mi chodziło.
No to wrzucę najnowszy krążek The Black Dahlia Murder. Muzycznie bez rewolucji, płytka stanowi naturalną konsekwencję dwóch poprzednich, choć wciąż na wysokim poziomie, a i graficznie niczego sobie. Naćkali tam symboli, jak w jakiejś buddyjskiej mandali, ale całość jest oryginalna i miła dla oka.
No taki deathcore to ja lubię.
The Black Dahlia Murder - "Ritual" (2011), 320kbps, 104 MB
Ritual
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz