środa, 20 lipca 2011
Dolmen Music
Jedną z tradycji żydowskich jest kładzenie kamyków na grobach. To symboliczny znak pamięci, bardzo prosty, a zarazem sugestywny. Kiedy o nim chwilę pomyślałem, zobaczyłem w wyobraźni mały kamienny obelisk z gwiazdą Dawida, a na nim ogromny, przytłaczający głaz - jako metaforyczny symbol zbiorowej pamięci. Dla oddania poczucia pustki i samotności widziałem tę mogiłę na rozleglej przestrzeni, z dala od ludzi i cywilizacji.
Z takim nastawieniem zacząłem realizować tę wizję. Kamienny pomnik wziąłem ze szczecińskiego cmentarza, tło to fragment wydm w Czołpinie (jakżeby inaczej?). Chmury wkleiłem z zupełnie innego zdjęcia, sprawdzając tylko, czy kierunek światła się zgadza. Pozostał do zrobienia głaz. Zamiast sfotografować jakiś prawdziwy kamulec, wyciąłem owalny fragment nagrobka, postrzępiłem mu brzegi i dorobiłem światłocień. Reszta to już tylko dopracowanie cieni, perspektywy i wybranie odpowiedniego kadru. W tym przypadku nie wchodził w grę żaden inny, tylko centralny. Pustka, spokój, śmierć.
Bardzo podobała mi się pierwsza wersja tej pracy. Dopieszczone szczegóły, soczyste b-w, czytelna anegdota. Wrzuciłem na kilka portali, ale odzew był znikomy. Zastanawiałem się, z jakiego powodu. Przyjrzałem się ponownie tej pracy i doszedłem do wniosku, że najsłabszym elementem jest główny motyw, czyli ten przeklęty głaz. Wyglądał trochę sztucznie, jak fragment wygładzonego betonu. Niewiele myśląc, usiadłem raz jeszcze przed kompem i zrobiłem wszystko od nowa, tym razem z prawdziwym kamieniem. Efekt jest bardziej realistyczny i chyba lepszy niż poprzednio. Widać go u góry. Na jednym z portali jakiś facet uznał, że sfotografowałem rzeźbę upamiętniającą zmarłych Żydów, co w sumie było dla mnie największym komplementem.
* * *
Idealnym nawiązaniem do motywu kamieni będzie niesamowita płyta amerykańskiej Żydówki Meredith Monk - "Dolmen Music". To poruszająca muzyczna podróż, opowiedziana językiem bez słów. Tylko ludzkie głosy z towarzyszeniem fortepianu, przestrzeń, cisza.
Ale najważniejszą rzeczą są na tej płycie emocje. Artystce udało się za pomocą zupełnie abstrakcyjnych środków, melorecytacji, zabawy głosem i intonacją, stworzyć album ponadczasowy i ponad wszelkimi kategoriami. Włos się na głowie jeży, kiedy słucha się go w ciemnościach. To jest teatralne, obrazowe, przejmujące, piękne. Takiego albumu się nie zapomina. Dla mnie to jedna z najważniejszych płyt ostatnich kilkudziesięciu lat, kwintesencja ludzkiej kondycji. Usłyszysz tu wszystko: rozpacz, żal, radość, zdziwienie, smutek, strach. Niesamowita rzecz.
Meredith Monk - Dolmen Music (1980), 113 MB
Meredih Monk - Dolmen Music
PS. Dolmeny to te ogromne głazy, jakie można zobaczyć np. w Stonehenge lub Carnac.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz