Jeszcze niedawno byłem przekonany, że angielska muzyka rockowa się skończyła. Ominęły mnie te wszystkie Blury i Oasisy, do tego szerokim łukiem. Nowa scena metalowa nie zaskakiwała niczym, poza nielicznymi wyjątkami, typu Akercocke, ale generalnie czułem, że serce współczesnego rocka bije gdzie indziej. Częściej w Europie Wschodniej niż za oceanem czy na wyspach.
I wtedy wchodzi na scenę Black Midi, całe na biało. "Schlagenheim", ich debiutancka płyta z 2019 roku, urzekła mnie dziką energią, warsztatem, dojrzałością i szacunkiem dla anglosaskiej tradycji. Słychać, że przeżuli i Hendrixa, i Crimsonów (nagrali nawet potem kilka ich coverów), całego punka i zimną falę. Mimo tego bagażu, ci młodzi kolesie stworzyli nową jakość. Nikt tak wcześniej nie grał, i o to chodzi.
Koncerty mają kapitalne, widać świetne zgranie i sceniczne szaleństwo. Jest w tym dzikość, świeżość, jakiś rodzaj uniesienia, który mnie przekonuje. Oto pierwszy z występów na żywo, który zobaczyłem.
Do tej pory ta młoda kapela na na swoim koncie trzy studyjne albumy, jedną antologię, epkę z koncertem w KEXP i kilka płyt koncertowych.
Wydawałoby się, że po tak spektakularnym debiucie, jakim był "Schlagenheim", nie da się nagrać niczego lepszego. Tymczasem dwie kolejne płytki są nawet wyżej oceniane od pierwszej. Widać niesamowity potencjał i rozwój, aż nie mogę się doczekać kolejnej.
A tu przykład ewolucji kapeli. Znowu koncert dla KEXP, tyle że dwa lata późniejszy. Petarda z czasów plandemii:
W metalu też coś się ostatnio ruszyło. Ashenspire to kapela powstała w Glasgow 10 lat temu, z dorobkiem - póki co - dwóch krążków.
Najnowszy nie bierze jeńców:
Ashenspire - Hostile Architecture
Jest nadzieja.
Nadzieja naszą matką, Kli! ;)
OdpowiedzUsuńOjciec nieznany :P
OdpowiedzUsuń