wtorek, 15 listopada 2011

Transformacja


Spiętrzenie mam ostatnio straszne. Telefony, maile (do tego masa zagranicznych), znowu telefony, a tu jeszcze trzeba wykroić czas, żeby zdjęcia obrabiać. Jak by tego było mało, Nina się rozchorowała...

Jakiś wariacki czas, ale przyniósł też dużo dobrego. W zeszły piątek dostałem przesyłkę z Anglii, a w środku album "Altered Images, New Visionaries in 21st Cetury Photography" z pięcioma moimi zdjęciami. Z tym albumem to w ogóle była jazda. Napisał do mnie koleś, który wypatrzył moje prace na Flickrze. Twierdził, że jest wydawcą i planuje właśnie wypuszczenie na rynek albumu z nowymi fotomanipulacjami. Skompletował grupę 50 fotografów z całego świata i prosi o przesłanie kilkunastu moich zdjęć w dużej rozdzielczości, żeby móc dokonać wyboru.

No dobra, fajnie, szacun i prestiż, tylko jak chwilę o tym pomyślałem, nabrałem poważnych podejrzeń. Kto to w ogóle jest? W mailu podpisuje się inaczej niż na Flickrze, zdjęcia robi kiepskie, a jak spytałem o honorarium, zaczął coś kręcić. Normalną sprawą jest, że jak ktoś publikuje twoje zdjęcia, powinien ci za to zapłacić. Tymczasem, z tego co odpowiedział, nie płaci innym (wspomniał O Karezie, który już się zgodził), a ze swojej strony oferuje promocję na całym świecie, co też ma swoje znaczenie bla bla bla.

Chuj tam, machnąłem ręką i wysłałem mu te zdjęcia. Byłem prawie pewien, że mnie wykolegował, tym bardziej, że spotkałem się wcześniej z podobną historią. Jakiś facio podszywający się pod organizatora międzynarodowej wystawy fotograficznej mailował do ludzi, żeby mu przysyłali foty, po czym słuch o nim zaginął. Nie odpowiadał na maile, nie mówiąc o tym, że wystawa była fikcją.

Minęło parę miesięcy i nagle dostaję maila, że album już jest w druku, a premierę będzie miał prawdopodobnie pod koniec października. No fajnie, nic tylko czekać. Jakieś dwa tygodnie temu widzę na facebooku, że Konrad Banszkiewicz, znany mi dotąd jako Konrad B z Deviantarta, otrzymał właśnie przesyłkę z albumem. Tym samym, na który ja czekam. Zrobiło się ciekawie.

Jak pisałem wcześniej, w zeszły piątek przyszedł. Twarda oprawa, format 26,5x26,5cm, na okładce kapitalny montaż Jorge Miguela Blazqueza przedstawiający potylicę faceta z rozpiętym zamkiem ekspresowym, pod którym widać czerwoną galaretę. Bardzo sugestywny obraz, dobrze nawiązujący do zawartości książki.

Polaków jest sześciu: ja, Konrad, Michał Karcz, Krzysztof Władyka, Wojciech Grzanka i Jarek Kubicki. Naprawdę, znalazłem się w doborowym towarzystwie. Reszta też daje radę, dużo Ruskich, paru Francuzów, ogólnie czad. Druk na dobrym poziomie, ale można mieć drobne zastrzeżenia do strony edytorskiej: porozstrzelane czcionki, podwójne spacje, takie tam drobiazgi, które nie umknęły oku memu.

Byłem przekonany, że album będzie można kupić tylko za granicą, tymczasem jest też dostępny w Polsce:
Altered Images 2011

Paradoksalnie, wzięło mnie ostatnio na bluesa. Smutny nie jestem, mam wręcz wiele powodów do radości, bo i ten album, i wystawa z Saroltą Ban w Kaliszu w najbliższą sobotę, i sprzedaż idzie nieźle, a tu blues. Przypomniałem sobie parę starych ulubionych płyt, ale zacząłem też szperać w necie za jakimiś ekscytującymi nowinkami. Tym sposobem trafiłem na pana o nazwisku Eric Gales. Czarny gitarzysta w średnim wieku, grający nowoczesnego blues-rocka. Bardzo sprawny technicznie, żeby nie powiedzieć wirtuoz, ze świetnym wyczuciem frazy i zawodowym brzmieniem. Przygodę z Galesem zacząłem od jego najnowszej płyty, Transformation. Dwie wcześniejsze też są kapitalne, ale - może przez sentyment - dzisiaj pokażę właśnie tę.

Eric Gales - Transformation (2011)
Eric Gales 2011

4 komentarze:

  1. Lubię tu do Ciebie zaglądać, zdjęcia które robisz tchną fantastyczną samotnością i elektryzują wielce. Ukłony i gratulacje oczywiście.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję, pozdrawiam porannie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przyznam, że nie rozumiem... Facet wydaje Wasze prace tylko na podstawie kilku @? Nie ma Waszej zgody na piśmie i jako wydawca nie chce umowy? No to kaskader powiem szczerze. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń