Ten rok był wyjątkowy dla muzyki. Nie wiem, co się na to złożyło, czy nowe możliwości technologiczne, czy po prostu wisiało coś w powietrzu. W 1976 był niespotykany wysyp znakomitych płyt. Bywały później podobne lata, np. 1996 czy 2004, ale nigdy na taką skalę.
Idąc tropem roku, szperałem na rateyourmusic, koncentrując się głównie na rocku i jazzie (plus pochodne). Widząc właściwą datę, odpalałem płytkę na Youtubie i rzadko byłem rozczarowany, mało tego - zdarzyło się parę odkryć, które sprawiły mi wielką radochę. Bywało, że akurat którejś płyty nie było, aż dziwne, bo tyle szitu można znaleźć w necie, a wartościowej muzy trzeba się naszukać.
Może i dobrze, prawdziwe diamenty ukryte są w cieniu.
Mam kilka swoich ulubionych albumów z 76-go:
Genesis - Trick of the Tail
Stevie Wonder - Songs in The Key Of Life
Jean Michel Jarre - Oxygene
Return To Forever - Romantic Warrior
Bob Marley & The Wailers - Rastaman Vibration
J J Cale - Troubadour
Frank Zappa - Zoot Allures
Alas - Alas
Gong - Shamal i Gazeuse! (tu nawet dwie)
George Benson - Breezin'
Herbie Hancock - Secrets
Sigmund Snopek III - Roy Rogers meets Albert Einstein.
Można by tak wymieniać w nieskończoność. Kiedyś zrobiłem sobie playlistę z płyt wydanych w 1976 roku. Towarzyszyła mi podczas pracy ponad tydzień, nie słuchałem niczego innego.
Zaintrygował mnie ten Sigmund Snopek III, to niedawne odkrycie, sprzed kilku miesięcy. Aż parsknąłem śmiechem, kiedy zobaczyłem na Youtubie to nazwisko. Algorytmy wylosowały mi wcześniejszą płytkę, też zacną, ale Einstein wbił mnie w fotel.
Myślałem: jak to możliwe, że taka zajebista muzyka jest tak mało znana? Jak to możliwe, że tego wcześniej nie słyszałem?
Informacji o Snopku trochę w necie jest, ale wolałem wymyślić sobie jego historię. Tak powstał tekst do tego utworu:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz