Odwieczny dylemat, która płeć jest lepsza.
Zależy w czym.
O muzyce się tu rozpisuję, trochę o fotografii, ale jednak głównie o muzyce, której słucham nałogowo od najmłodszych lat. Nie wzięło się to znikąd - ojciec miał szpulowca ZK 140, nagrywał z radia koncerty, słuchał Sinatry, Krawczyka, Niemena. Dziecko przesiąka tymi dźwiękami, choćby nie chciało, i w dorosłym życiu dociera do ścieżek, którymi wcześniej chodzili rodzice. A bywa, że dociera dalej, jak to się stało w moim przypadku.
Nie pamiętam, czego mama słuchała, ale wiem, że lubiła ładne melodie. Uwielbiała Wodeckiego.
Na pewno nie nagrywała koncertów.
Z pieniędzy zarobionych w swojej pierwszej pracy kupiłem dwukasetowy magnetofon Grundig, żeby móc przegrywać muzykę od znajomych. Ciągle miałem mało. Doszło do tego, że większość kasy przeznaczałem na kompakty i koncerty. Opamiętałem się w porę, zrobiłem sobie kilkumiesięczny detoks. Żadnej muzyki. Nie włączałem magnetofonu, choć mnie niejednokrotnie kusiło, nie słuchałem radia, nie wspominając o zakupach muzycznych. Zero, nic.
I okazało się, że można bez tego żyć.
Nie poschizowałem się, nie umarłem.
Teraz potrafię żyć bez dźwięków, ale nie mam takiej potrzeby ani sytuacja mnie do tego nie zmusza, więc delektuję się coraz to nowymi odkryciami, traktując to jak karmę dla ducha.
No i tak. Wczoraj natrafiłem na awangardową kapelę z Włoch o nazwie Ottone Pesante. Styl mają niezwykły i oryginalny - oprócz klasycznego rockowego zestawu, czyli gary, bas i gitary, tu dochodzi jeszcze rozbudowana sekcja dęta, która w muzyce Włochów odgrywa, mówiąc kolokwialnie, pierwsze skrzypce. Generalnie naparzają instrumentalnie, ale w jednym z kawałków anielskiego głosu użyczyła koleżanka z zespołu Messe, niejaka Sarah Bianhin. Powstała nowa jakość, ciężki doom z łagodnym, kobiecym wokalem. Obejrzałem koncert macierzystej kapeli Sary i muszę przyznać, że to piękna, utalentowana młoda kobieta. Typowa Włoszka - długie kręcone ciemne włosy, cała na czarno. Do doomu jak znalazł.
Dwie rzeczy przyszły mi do głowy. Te Messe wcale taka oryginalna nie jest, bo podobne eksperymenty - łączenia metalu z delikatnym damskim "cleanem" robiło 20 lat temu The Gathering. No i niestety wokalistka odstaje in plus od reszty zespołu. Może kiedy się rozegrają, zarobią trochę kasy na dobre studio i drogiego realizatora, doczekam prawdziwej Messe.
Owszem, uroda jest ważna. Ale jestem pewien, że to faceci z Ottone Pesante wpadli na pomysł tej współpracy, żeby ocieplić trochę wizerunek dołujących metalowców i dodać do swojej energii odrobinę kobiecego pierwiastka. Dopiero razem to tworzy jedność, co słychać.
Ottone Pesante i Sarah Bianhin
Wracając do kobiet i mężczyzn w muzyce.