niedziela, 9 października 2011

Serio


Dopiero niedawno zacząłem myśleć cyklicznie. Tak powstały dwa cykle: pierwszy z niecodziennym wykorzystaniem artykułów gospodarstwa domowego (Krajobraz AGD), drugi z użyciem symboli i znaków (Dead symbols). Wcześniej pomysły moich serii rzadko rodziły się samoistnie, raczej kolejne prace o podobnej tematyce łączyły się same w rodziny. Tak było choćby z serią ze szczudlarzami, na dobrą sprawę te kilkadziesiąt samotnych drzewek, które popełniłem, też tworzą swój własny cykl.

Praca z cyklami ma swoje dobre i złe strony. Dobrą jest to, że ograniczenia formalne ułatwiają - wbrew pozorom - wybór tematyki, tonacji, użytych środków, techniki itp., co przyspiesza pracę i odsuwa na bok wiele wątpliwości, z jakimi trzeba się zmagać siedząc nad pojedynczą pracą. Złą jest to, że po iluś pracach (w moim przypadku po ok. 20), przychodzi znużenie i zmęczenie materiału. Mam wtedy wrażenie, że gonię w piętkę, powtarzam się i nie tworzę niczego świeżego. Dobrze jest w takiej sytuacji zająć się czymś innym, dla odświeżenia wyobraźni. Siłą rzeczy po jakimś czasie wraca się do tematu, bo nagle rodzi się nowy pomysł, który pasuje tematycznie do ciągniętego wcześniej cyklu. To kolejna z dobrych rzeczy związanych z seriami. Można pogrupować swoje prace tematycznie, przez co nabierają one nowych znaczeń, a działając w grupie, mają większą moc rażenia i stają się też bardziej wieloznaczne.

Znudzenie cyklem dotyczy nie tylko mnie, ale i oglądających. Wielokrotnie zetknąłem się z reakcjami typu: to już się staje nudne, za długo wałkujesz temat itd., nawet w przypadkach, kiedy praca była jedną z lepszych i broniłaby się w oderwaniu od reszty. Taki jest niestety urok galerii internetowych. Userzy ciągle oczekują nowych podniet, jak by chodziło co najmniej o igrzyska olimpijskie. Mało komu chce się przystanąć na chwilę i podumać o tym, "co artysta chciał nam powiedzieć". Na szczęście są i tacy, którzy czasami widzą w moich pracach więcej, niż sam zamierzałem w nich zawrzeć. To kwestia wyobraźni, skojarzeń, wrażliwości i buk wie czego jeszcze.

Dobrze jest ciągnąć kilka cykli równocześnie, albo na przemian. Raz kilka prac ze szczudlarzami, przerwa, parę martwych symboli, przeskok do samotnego drzewka i z powrotem do szczudlarzy. To urozmaica pracę, zmusza do trochę innego myślenia i odsuwa na bok nudę.

Najlepszym sposobem odświeżenia umysłu byłoby przerwanie na jakiś czas robienia zdjęć i ich oglądania, ale jakoś nie mogę się na to zdecydować. Obrazy zawładnęły moją wyobraźnią, ciągle potrzebuję pożywki i inspiracji. Nie ma piękniejszych chwil (przynajmniej dla mnie), niż te, kiedy nagle doświadczam iluminacji i wpadam na fajny pomysł. Siedzenie przed kompem nie jest wtedy męką, ale czystą przyjemnością. Czego wszystkim życzę, bo nie ma większej frajdy, jak robienie tego, co się lubi. Tę frajdę da się potem wyczuć w skończonej pracy, tak myślę. Podobnie chyba rzecz ma się z muzyką. Jak słucham kolesi, o których wiem, że ćwiczą po 12 godzin na dobę i zasypiają z gitarą w łóżku, jestem w stanie ich zrozumieć. Tę pasję słychać w ich muzyce.
Weźmy choćby takiego Kenny Wayne Shepherda. Drobny blondynek ze stratocasterem, a wycina na nim takiego blusiora, jakiego grałby Stevie Ray Vaughan, gdyby nie zginął w katastrofie śmigłowca. Pierwszy krążek nagrał w wieku 16 lat! Zakasował wszystkich starych wyjadaczy, swoim feelingiem, wyczuciem frazy i techniką. Wystarczy posłuchać:


Kenny Wayne Shepherd - Ledbetter Heights

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz