poniedziałek, 5 grudnia 2011

Climax Indigo



Zanim zająłem się na dobre fotomanipulacjami, robiłem wiele innych rzeczy. Niektórych się wstydzę, z innych jestem dumny. Byłem dekoratorem, sprzedawcą, dziennikarzem, a nawet przez krótki czas listonoszem. Grałem też na perkusji w paru zespołach muzycznych.

Ostatni z nich, Funk Loop, przestał istnieć ponad 10 lat temu z przyczyn do dzisiaj dla mnie niejasnych. Bawiliśmy się świetnie, zagraliśmy parę udanych koncertów, nagraliśmy nawet studyjny materiał. Przyjdzie czas na upublicznienie tych nagrań, zrobionych na setkę (na żywo, ale w studio, bez dogrywek i poprawek) w Wojewódzkim Domu Kultury w Sieradzu, pod okiem nieocenionego Zbyszka Godlewskiego.


Muzyka towarzyszy mi od wczesnej młodości, nie ma dnia, żebym czegoś nie słuchał. Ciągle poszukuję nowych doznań, eksploruję nowe terytoria. Lubię bluesa, jazz, death metal, salsę, Bacha i Behemotha, Zappę i Nosowską.

Żałuję, że nie potrafię grać na żadnym harmonicznym instrumencie. Nawet moja gra na bębnach pozostawia wiele do życzenia. Jestem samoukiem. Od dziecka ciągle stukałem, co doprowadzało do szału moich rodziców. Pierwszy raz usiadłem za perkusją w wieku 18 lat. Nieporadne to było granie, prymitywne, ale za plus muszę uznać, że nigdy nie miałem problemu z trzymaniem rytmu, czego nie można powiedzieć o wielu perkusistach. W swojej powiedzmy to karierze grałem reggae (!), bluesa, rocka, funky, a nawet jazz-rock.

W Funk Loopie wymieszały się wszystkie te elementy. Spotkaliśmy się z zamiarem grania funky, jak sama nazwa wskazuje, szybko jednak okazało się na próbach, że samo funky to za mało. Każdy z nas słuchał czego innego i inne miał oczekiwania co do grania zespołowego. W efekcie wypracowaliśmy jakoś kompromis - zero ograniczeń formalnych, pełen spontan, a co z tego wyjdzie, zobaczymy. No i wyszła prawdziwa hybryda, trudna nawet dzisiaj - po ponad dziesięciu latach - do sklasyfikowania. W dużej mierze instrumentalna, choć zdarzyło się parę "piosenek" do których - wstyd się przyznać - napisałem teksty. Granica między grafomaństwem a natchnioną poezją jest bardzo wąska, nie wiem czy czasami jej nie przekroczyłem.
Żałuję dzisiaj bardzo, że ta kapela nie przetrwała, ale przecież zawsze jest możliwość ponownego spotkania.

Zmierzam nieuchronnie do tego, że po rozpadzie zespołu zacząłem robić muzykę na komputerze. Wykorzystywałem żywe dźwięki, generowane u mnie w domu przez zapraszanych co jakiś czas kumpli-muzyków. A to wpadł Sokół i nagrał mi 6 giga partii basowych do moich podkładów, a to Bibas wyciął kilkadziesiąt kosmicznych solówek na gitarze, a to Mały pobluesował przez weekend na fenderze. Na tej bazie układałem muzyczne puzzle, okraszając całość samplami z najróżniejszych klimatów, od ambientu po black metal.

Parę lat siedziałem nad projektem, który nazwałem Climax Indigo. Powstało w tym czasie ponad 20 kawałków, głównie instrumentalnych. Mrocznych, z połamanymi rytmami, prywatnie określam ich styl jako bad trip-hop. Ostało się 12, i tyle umieściłem w pierwszej edycji płyty, jednak po paru latach wyrzuciłem dwa z nich, bo nie spełniały już moich standardów (nie wytrzymały próby czasu).

Jestem dumny z tego projektu, kosztował mnie naprawdę wiele pracy. Ciekaw jestem Twojej opinii.

Cały album do pobrania tutaj:

Climax Indigo - Frimagination [2004]

2 komentarze:

  1. ech czasy , pamietam jak probowalem zasuwac na harmonijce ustnej w jedej takiej kapeli : Ty, Gladki, Jackson (a moze Dzakson), ja i chyba Poker jeszcze , pamietam gralismy wtedy w budynku MOPS-u na gorce za wiezieniem.... dawne dobre czasu... pamietam tez jak mi kiedys poleciles album "PULSE" Floydow jeszcze w sklepie na dworcu , kawal czasu temu , tak sie sklada ze dostalem koncert DVD "PULSE"na mikolajki w zeszlym roku

    OdpowiedzUsuń
  2. Ech, sentymenty :) Jasne, że pamiętam, Arni z chłopakami też tam próbowali. Rozumiem, że Floydów łyknąłeś w całości. Pulse jest ok, ale starsze płyty są nawet bardziej ok :))
    pozdrawiam ze wsi

    OdpowiedzUsuń