Często słyszę pytanie: skąd biorę pomysły? Czym się inspiruję?
Już odpowiadam - obrabiając zdjęcia znad morza, skleiłem ze sobą symetrycznie dwie połówki. Załamania fal utworzyły niemal realistyczną głowę konia. Idąc tym tropem, tworzyłem kolejne symetryczne prace, szukając punktów zaczepienie dla wyobraźni i doszukując się realnych kształtów. W ciągu niecałych dwóch miesięcy powstało blisko 60 kompozycji, z których prawdopodobnie jesienią zrobię wystawę. Kilka z tych prac już się sprzedało, co świadczy o tym, że fascynacja złamaną symetrią nie dotyczy tylko mnie.
Najczęściej dodaję jakiś element, który tę symetrię burzy, żeby zostawić ślad własnej kreatywności i obalić zarzuty, że to tylko mechaniczne zestawienie dwóch zdjęć, wykonane za pomocą komputera.
Inspiruję się naturą, podkreślam to od dawna. Niczego nie trzeba wymyślać, wystarczy uważnie obserwować i wyławiać dla siebie interesujące tematy. Moim zadaniem jest tylko nadanie pracy estetycznego wyglądu, zadbanie o kompozycję i właściwe proporcje.
Działam wielotorowo - oprócz zdjęć, zajmuję się też komponowaniem muzyki i obróbką dźwięku. Żartuję, że odkryłem kamień filozoficzny, bo potrafię poradzić sobie z najgorszej jakości nagraniem i odpowiednią obróbką (z wykorzystaniem matematyki - algorytmów) doprowadzić do tego, by utwór nadawał się do słuchania.
Gram na perkusji w kilku składach, co jakiś czas organizuję muzyczne spotkania, podczas których improwizujemy, odkrywając siebie i nowe obszary muzyki. Nagrywam wszystko, czasami nawet dwoma rejestratorami, by mieć potem większe możliwości edycji.
Nie gramy tylko - jak to się mówi - sobie a muzom. Co jakiś czas udostępniam na Youtubie efekty tych spotkań, i będę to jeszcze jakiś czas robił, bo nagrań jest cała masa, trzeba je tylko wyselekcjonować i odpowiednio przygotować.
Największą frajdę sprawiło mi muzykowanie z Tomkiem Kosakowskim, wielostronnie uzdolnionym muzykiem, którego poznałem przez Rusia, mojego kumpla z zespołu Dymy. Tomek przyjeżdżał do nas na próby, żeby sobie pograć. Znałem go jako gitarzystę o inklinacjach bluesowych, tymczasem nagrana u niego w domu sesja pokazała, że ma też inne oblicza i jest muzykiem uniwersalnym. Chyba najlepszym, z którym grałem.
Wyjątkowo nie grałem na perkusji, a na kaossilatorze, malutkim (wielkości dwóch paczek papierosów) syntezatorze Korga, podłączonym pod domowy wzmacniacz i kolumny od archaicznej wieży. Bawiliśmy się brzmieniami, Tomek grał na kilku gitarach, basie i klawiszach. Powstała muzyka elektroniczna, oparta na rytmie i efektach.
Tym sposobem, w jeden wieczór 12 listopada zeszłego roku, nagraliśmy naszą pierwszą płytę. Krążek CD mieści 78 minut, materiału było ciut ponadto. Po wstępnej selekcji zostało 30 miniaturek muzycznych trwających razem blisko godzinę. Nazwaliśmy je "Migawki".
Nazwę zespołu wymyślił Tomek, bardzo mi się podoba. Wszystkie utwory mają polskie tytuły i dotyczą Polski.
Edycją dźwięku i projektem okładki zająłem się osobiście.
Zamierzam wydać tę płytę w dużej wytwórni, na dniach wysyłam demo.