czwartek, 19 kwietnia 2012
Impuls
Dawno nic nie pisałem, bo nie miałem impulsu. Aż przedwczoraj impuls się pojawił, w postaci ciekawego maila. Napisała do mnie właścicielka internetowej galerii, w której sprzedaję swoje prace. Byłem trochę zawiedziony, bo myślałem, że pojawił się jakiś klient, tymczasem rzecz dotyczyła zupełnie czego innego.
Pani z galerii była tylko pośrednikiem w wymianie informacji. Zwróciła się do niej redaktor naczelna jednego z nowych pism o psychologii z zapytaniem o możliwość zamieszczenia jednorazowo trzech zdjęć mojego autorstwa na łamach tejże gazety. Ani słowa o honorarium, jedynie wzmianka, że to forma promocji, bo pod pracami będzie widniało moje nazwisko. W załączniku była już umowa, a w ostatnim zdaniu polecenie wysłania zdjęć w dużej rozdzielczości na adres redakcji.
Tak, już, zadzieram kiecę i lecę. Wiem, jak wygląda specyfika pracy w gazecie, parę lat to przerabiałem. Wiem też dobrze, na czym gazety zarabiają. Pierwszy segment to sprzedaż, drugi to reklamy, trzeci - nie zawsze, ale często - to artykuły sponsorowane. Dziennikarze dostają pensje, płaci się drukarzom, nawet sprzątaczki redakcyjnie nieźle zarabiają. Zaciekawiło mnie, dlaczego obie panie - szefowa galerii i naczelna - nie pomyślały ani przez moment, że jako ilustrator tekstu (wynajęty bo wynajęty, ale zawsze) też powinienem dostać jakieś honorarium. Zajmuję się tym zawodowo, utrzymuję siebie i rodzinę, więc nie bardzo rozumiem, w jakim celu mam oddawać swoją pracę darmo.
Za wszystko się płaci. Dziecko przychodzi na świat i już za ten fakt rodzice muszą zapłacić, rejestrując jego istnienie w urzędzie. Tymczasem ja, korzystający z aparatu, którego nikt mi nie dał, tylko musiałem go kupić, płacący za prąd i paliwo (bo wiele zdjęć robię w plenerze), mam oddać za free owoce swojej pracy. To doprawdy bezczelne! Napisałem pani z galerii krótko i węzłowato, że nie zgadzam się na bezpłatne wykorzystanie moich zdjęć. Odpisała, że uprzejmie dziękuje za odpowiedź.
Myślałem, że na tym koniec. Gdzie tam! Chwilę potem odebrałem wiadomość od samej pani redaktor naczelnej. Pani Monika zwraca się z uprzejmym zapytaniem o możliwość zakupienia moich zdjęć, ale nie pyta o cenę, tylko proponuje swoją, głodową stawkę. Współpracowałem kilka lat temu z miesięcznikiem psychologicznym "Charaktery" i niezbyt miło wspominam ten okres, o czym nie omieszkałem nadmienić pani Monice. Dodałem też, ze niechętnie pozbywam się swoich prac, chyba że stawka jest interesująca, czego nie można było niestety powiedzieć o jej propozycji.
Minęła już ponad doba, pani Monika rozważa moje warunki, ale coś podskórnie czuję, że albo w ogóle się nie odezwie, albo napisze krótkiego maila, w którym zrezygnuje ze współpracy ze mną. Po czym nerwowo zacznie szukać następnego jelenia, gotowego za promocję w nikomu nie znanym periodyku psychologicznym udostępnić swoje prace bezpłatnie.
Na dole link, na uspokojenie nerwów, do króciutkiej, acz uroczej epki dwóch kosmitów.
Olafur Arnalds/Nils Frahm - Stare 2012
Arnalds/Frahm - Stare 2012 [EP]
PS. U góry jedna z prac, o którą tak zaciekle walczyła pani Monika.
Subskrybuj:
Posty (Atom)